Gołębiem, paczką, mailem…
„O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,
żeby te księgi zbłądziły pod strzechy” marzył niegdyś nasz narodowy wieszcz..
Zbłądziły. Strzechy, wprawdzie, w międzyczasie znikły i zostały zastąpione
przez o wiele solidniejsze dachówki, ale dostęp do ksiąg stał się tak
powszechny, że Mickiewiczowi nawet śnić się to nie mogło. Mało tego. Nie tylko
stały się dostępne, ale spowszedniały ludowi do tego stopnia, że, jak podają
oficjalne statystyki, ponad trzy piąte rodaków autora „Pana Tadeusza” nie sięga
dziś w ogóle po żadną książkę ani nawet gazetę. To efekt przesytu. Dotyczy to,
zresztą, nie tylko książek. Półki księgarń, sklepów muzyczny i wszelkiego
rodzaju marketów zalegają dziś setki płyt z muzyką poważną i rozrywkową,
filmami na DVD i grami komputerowymi, też będącymi jakąś odmianą kultury.
Pamiętam czasy, kiedy do dyspozycji
miało się dwa programy radia i jeden telewizji, a jeśli ktoś chciał posłuchać
muzyki rozrywkowej na światowym poziomie, to musiał mieć odbiornik nastrojony
na częstotliwości, na których nadawało Radio Luksemburg, co nie było wcale
takie łatwe. Dziś mamy swobodny dostęp do dziesiątków kanałów radiowych i
telewizyjnych krajowych i zagranicznych, aż czasem trudno się w nich połapać.
Do tego dorzucić należy najmłodsze dziecko elektronicznej cywilizacji –
Internet – niewyczerpaną kopalnię wszelkiego rodzaju treści, w tym również
najszerzej rozumianej kultury. Można, zatem, zaryzykować twierdzenie, że
kultura w obecnych czasach dociera do nas szeroką falą. Tak szeroką, że, w
obawie przed zatopieniem, dystansujemy się do niej, obojętniejemy, nie
wchłaniamy w siebie treści, które jej twórcy chcieliby nam przekazać.
Zdaję sobie sprawę, że jest to obraz
nieco uproszczony. Wciąż, bowiem, nie brakuje ludzi wrażliwych na sztukę,
zarówno pisaną, śpiewaną, graną, czy tworzoną w jakikolwiek inny sposób i
zapewne nigdy ich nie zabraknie. Jednak ogólna tendencja wydaje się właśnie
taka jak przedstawiono powyżej.
Czy można sobie wyobrazić jeszcze
inne formy przekazu treści kulturalnych niż te, które znamy obecnie? Co jeszcze
może się zmienić w tej dziedzinie, skoro mamy już wirtualne muzea i galerie, a
muzyka, dzięki odtwarzaczom mp-3 może nam towarzyszyć nawet w drodze do pracy,
czy w kolejce do kasy sklepowej? Spróbujmy trochę pofantazjować na ten temat.
Zabawić się w futurologów i przewidzieć, co może nas czekać w przyszłości,
jeśli chodzi o „dostarczanie” nam dóbr kultury.
Wypada zacząć od postawienia sobie
pytania, jakie są, pod tym względem, jeszcze niezaspokojone potrzeby. Czego
jeszcze może oczekiwać współczesny, nasycony ponad wszelką miarę odbiorca
kultury? Jeśli przyjmiemy za pewnik, a potwierdzają to bardzo liczne
obserwacje, że człowiek jest istotą z natury leniwą, dążącą przede wszystkim do
minimalizacji swojego wysiłku, to zauważymy od razu, że wszelkie smartfony,
tablety, odtwarzacze mp-3 i inne urządzenia ułatwiające nam dziś dostęp do
kultury wymagają jednak naciskania jakichś przycisków, podłączania słuchawek,
jednym słowem: różnych czynności, które trzeba wykonać, żeby z nich skorzystać.
Gdyby tak udało się wyeliminować te wszystkie, nawet najprostsze, czynności? Co
byście państwo powiedzieli na urządzenie, które transmitowałoby nam muzykę,
filmy i inne treści kulturalne bezpośrednio do mózgu z pominięciem zmysłów, a uruchamiane
było i obsługiwane za pomocą myśli? Nie jest to, jak by się mogło wydawać,
kompletne science fiction. Już dziś w superszybkich samolotach wojskowych
istnieją urządzenia reagujące na impuls płynący z mózgu pilota. Wyciągnięcie
ręki i naciśnięcie guzika na pulpicie trwałoby stanowczo za długo, gdy całe
kilometry przemierza się w ciągu sekund. Przeniesienie tej technologii do
cywila i sprawienie, żeby działała również w drugą stronę jest, zapewne, tylko
kwestią czasu. Nie wiadomo jedynie, jak długiego.
Zastosowanie takiej technologii nie
tylko wyeliminowałoby konieczność wykonywania wszelkich czynności obsługi,
wychodząc naprzeciw naturalnemu ludzkiemu lenistwu. Dzięki niej głusi mogliby
słuchać muzyki, a niewidomi oglądać filmy bez audiodeskrypcji, jeśli tylko sam
narząd zmysłu jest uszkodzony, a odpowiedni ośrodek w korze mózgowej pozostaje
sprawny. Również osobom, które mają bezwładne ręce ułatwiłoby to znacznie
dostęp do dóbr kultury. Wyobraźmy sobie taką sytuację: wsiadam do pociągu,
sadowię się na swoim miejscu. Czeka mnie długa, wielogodzinna podróż. W
kieszeni mam małe urządzenie, które nie musi mieć żadnego ekranu ani guzików.
Myślę sobie, że chciałbym obejrzeć dobrą komedię, film akcji albo poważny
dramat psychologiczny. Urządzenie w mojej kieszeni natychmiast przeszukuje
zasoby sieci, znajduje coś dla mnie, ja wybieram jedną z kilku propozycji,
przymykam oczy i w tym momencie w mojej głowie wyświetla się wybrany przeze
mnie film. Nie ruszam przy tym w ogóle ręką. Czy to nie byłoby piękne?
Na razie brzmi to jak zupełnie
nierealistyczne bujanie w obłokach. Ale czy sto lat temu ktoś był w stanie
wyobrazić sobie urządzenia, które dla nas są przedmiotami codziennego użytku? A
przecież teraz czas płynie szybciej niż wtedy. Rzeczywistość wokół nas zmienia
się w coraz krótszych odstępach czasu. Może, więc nawet my, a przynajmniej
nasze dzieci dożyją chwili, kiedy, czytając niniejszy tekst, uśmiechną się z
pobłażaniem i powiedzą: Jakie to naiwne! Przecież już dawno poszliśmy o wiele
dalej, niż autor próbował sobie wyobrazić.