Bestia
Nie był księciem. W
bestię nie zamieniły go złe czary. Stawał się nią powoli, z dnia na dzień. Od
chwili, gdy postawił pierwsze kroki i wypowiedział pierwsze słowa, wszystko
wokół niego kształtowało jego późniejszą naturę. Od dzieciństwa naznaczony
piętnem zbyteczności. Od młodych lat wtłoczony w tryby machiny mielącej równo i
bezwzględnie. Nie dał się zmielić. Nie poddał się trybom machiny, wywoływał w
niej zgrzyty i tarcia, więc wyrzucono go na zewnątrz. I tak, powoli stawał się
bestią.
Tak go postrzegano i on
tak siebie postrzegał. I chociaż wyglądało na to, że pogodził się z tą swoją
rolą, on jednak cały czas, cierpliwie i wytrwale czekał na swoją Piękną. Tylko
nie na tę baśniową, którą ojciec haniebnie sprzedał za cenę powrotu do domu, a
ona zgodziła się być monetą w tej transakcji, bo nie wyobrażała sobie możliwości
sprzeciwu. Nie zniósłby takiej ofiary i nie przyjąłby jej od nikogo. Czekał na
taką Piękną, która na przekór całemu światu sama rzuci się w jego ramiona i
porwie z przygnębiającego terytorium realizmu do radosnej krainy marzeń. Tam
oboje nawzajem uczynią siebie książętami i będą żyli w wolności zdala od machin
i ich trybów. Nieważne, czy długo, czy krótko. Może nawet bardzo krótko, ale w
pełni i szczęśliwie.
Czekał długo i
cierpliwie. Mijały lata. Przeminęła młodość. Przeminął wiek dojrzały i nadeszła
starość. Piękna się nie pojawiła. Zły czar nie stracił swej mocy. Baśnie z
kamiennych dżungli nie mają happy endów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz