wtorek, 10 grudnia 2013

Mój nagrodzony esej

Poniżej zamieszczam esej, który otrzymał I nagrodę w konkursie tyflogalerii.



Gołębiem, paczką, mailem…


            „O, gdybym kiedy dożył tej pociechy, żeby te księgi zbłądziły pod strzechy” marzył niegdyś nasz narodowy wieszcz.. Zbłądziły. Strzechy, wprawdzie, w międzyczasie znikły i zostały zastąpione przez o wiele solidniejsze dachówki, ale dostęp do ksiąg stał się tak powszechny, że Mickiewiczowi nawet śnić się to nie mogło. Mało tego. Nie tylko stały się dostępne, ale spowszedniały ludowi do tego stopnia, że, jak podają oficjalne statystyki, ponad trzy piąte rodaków autora „Pana Tadeusza” nie sięga dziś w ogóle po żadną książkę ani nawet gazetę. To efekt przesytu. Dotyczy to, zresztą, nie tylko książek. Półki księgarń, sklepów muzyczny i wszelkiego rodzaju marketów zalegają dziś setki płyt z muzyką poważną i rozrywkową, filmami na DVD i grami komputerowymi, też będącymi jakąś odmianą kultury.
            Pamiętam czasy, kiedy do dyspozycji miało się dwa programy radia i jeden telewizji, a jeśli ktoś chciał posłuchać muzyki rozrywkowej na światowym poziomie, to musiał mieć odbiornik nastrojony na częstotliwości, na których nadawało Radio Luksemburg, co nie było wcale takie łatwe. Dziś mamy swobodny dostęp do dziesiątków kanałów radiowych i telewizyjnych krajowych i zagranicznych, aż czasem trudno się w nich połapać. Do tego dorzucić należy najmłodsze dziecko elektronicznej cywilizacji – Internet – niewyczerpaną kopalnię wszelkiego rodzaju treści, w tym również najszerzej rozumianej kultury. Można, zatem, zaryzykować twierdzenie, że kultura w obecnych czasach dociera do nas szeroką falą. Tak szeroką, że, w obawie przed zatopieniem, dystansujemy się do niej, obojętniejemy, nie wchłaniamy w siebie treści, które jej twórcy chcieliby nam przekazać.
            Zdaję sobie sprawę, że jest to obraz nieco uproszczony. Wciąż, bowiem, nie brakuje ludzi wrażliwych na sztukę, zarówno pisaną, śpiewaną, graną, czy tworzoną w jakikolwiek inny sposób i zapewne nigdy ich nie zabraknie. Jednak ogólna tendencja wydaje się właśnie taka jak przedstawiono powyżej.
            Czy można sobie wyobrazić jeszcze inne formy przekazu treści kulturalnych niż te, które znamy obecnie? Co jeszcze może się zmienić w tej dziedzinie, skoro mamy już wirtualne muzea i galerie, a muzyka, dzięki odtwarzaczom mp-3 może nam towarzyszyć nawet w drodze do pracy, czy w kolejce do kasy sklepowej? Spróbujmy trochę pofantazjować na ten temat. Zabawić się w futurologów i przewidzieć, co może nas czekać w przyszłości, jeśli chodzi o „dostarczanie” nam dóbr kultury.
            Wypada zacząć od postawienia sobie pytania, jakie są, pod tym względem, jeszcze niezaspokojone potrzeby. Czego jeszcze może oczekiwać współczesny, nasycony ponad wszelką miarę odbiorca kultury? Jeśli przyjmiemy za pewnik, a potwierdzają to bardzo liczne obserwacje, że człowiek jest istotą z natury leniwą, dążącą przede wszystkim do minimalizacji swojego wysiłku, to zauważymy od razu, że wszelkie smartfony, tablety, odtwarzacze mp-3 i inne urządzenia ułatwiające nam dziś dostęp do kultury wymagają jednak naciskania jakichś przycisków, podłączania słuchawek, jednym słowem: różnych czynności, które trzeba wykonać, żeby z nich skorzystać. Gdyby tak udało się wyeliminować te wszystkie, nawet najprostsze, czynności? Co byście państwo powiedzieli na urządzenie, które transmitowałoby nam muzykę, filmy i inne treści kulturalne bezpośrednio do mózgu z pominięciem zmysłów, a uruchamiane było i obsługiwane za pomocą myśli? Nie jest to, jak by się mogło wydawać, kompletne science fiction. Już dziś w superszybkich samolotach wojskowych istnieją urządzenia reagujące na impuls płynący z mózgu pilota. Wyciągnięcie ręki i naciśnięcie guzika na pulpicie trwałoby stanowczo za długo, gdy całe kilometry przemierza się w ciągu sekund. Przeniesienie tej technologii do cywila i sprawienie, żeby działała również w drugą stronę jest, zapewne, tylko kwestią czasu. Nie wiadomo jedynie, jak długiego.
            Zastosowanie takiej technologii nie tylko wyeliminowałoby konieczność wykonywania wszelkich czynności obsługi, wychodząc naprzeciw naturalnemu ludzkiemu lenistwu. Dzięki niej głusi mogliby słuchać muzyki, a niewidomi oglądać filmy bez audiodeskrypcji, jeśli tylko sam narząd zmysłu jest uszkodzony, a odpowiedni ośrodek w korze mózgowej pozostaje sprawny. Również osobom, które mają bezwładne ręce ułatwiłoby to znacznie dostęp do dóbr kultury. Wyobraźmy sobie taką sytuację: wsiadam do pociągu, sadowię się na swoim miejscu. Czeka mnie długa, wielogodzinna podróż. W kieszeni mam małe urządzenie, które nie musi mieć żadnego ekranu ani guzików. Myślę sobie, że chciałbym obejrzeć dobrą komedię, film akcji albo poważny dramat psychologiczny. Urządzenie w mojej kieszeni natychmiast przeszukuje zasoby sieci, znajduje coś dla mnie, ja wybieram jedną z kilku propozycji, przymykam oczy i w tym momencie w mojej głowie wyświetla się wybrany przeze mnie film. Nie ruszam przy tym w ogóle ręką. Czy to nie byłoby piękne?
            Na razie brzmi to jak zupełnie nierealistyczne bujanie w obłokach. Ale czy sto lat temu ktoś był w stanie wyobrazić sobie urządzenia, które dla nas są przedmiotami codziennego użytku? A przecież teraz czas płynie szybciej niż wtedy. Rzeczywistość wokół nas zmienia się w coraz krótszych odstępach czasu. Może, więc nawet my, a przynajmniej nasze dzieci dożyją chwili, kiedy, czytając niniejszy tekst, uśmiechną się z pobłażaniem i powiedzą: Jakie to naiwne! Przecież już dawno poszliśmy o wiele dalej, niż autor próbował sobie wyobrazić.

                                                                                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz