Ten piękny wigilijny wieczór
W
ten wczesny grudniowy wieczór ulica jest pusta bardziej niż kiedykolwiek. Nikt
nie załatwia dziś żadnych swoich spraw. Sklepy i urzędy pozamykano wcześniej
niż zwykle. To przecież najważniejszy wieczór w całym roku. Wszyscy na niego
czekają. W oknach tysiącem kolorowych światełek mienią się choinki. Gdzie
niegdzie daje się słyszeć śpiew kolęd o radosnej nowinie, o pokoju dla ludzi
dobrej woli. Na bezchmurnym, granatowym niebie połyskują gwiazdy. Nie wiadomo,
która z nich była pierwsza. Czyste, suche powietrze ściska mrozem. Od takiego
mrozu szczypią uszy i nos, zwłaszcza, jeśli nie ma ich czym okryć.
Pustą,
wyludnioną ulicą, wśród rozświetlonych choinkami okien wędruje samotny
człowiek. Twarde prawa rynku pozbawiły go domu i jedzenia. Już dawno zapomniał,
jak smakuje czerwony barszcz z uszkami albo karp w galarecie. Marzył o kromce
chleba. Nie tego białego, symbolicznego, którym ludzie dzielą się życząc sobie
szczęścia. Jemu nikt szczęścia nie życzył. Cóż to słowo mogło znaczyć dla kogoś
takiego jak on? Miska zupy w darmowej jadłodajni? Kąt w schronisku? Nie lubił
tych miejsc, choć często, chcąc nie chcąc, z nich korzystał. Drażniła go litość
i współczucie, jakie mu tam okazywano. Miał swoją dumę.
Szedł
teraz pustą ulicą. Był coraz bardziej głodny, zmęczony i było mu coraz zimniej.
Zatrzymał się. Nie miał już siły iść dalej. Dokąd zresztą pójdzie? Czy o dwa
lub dziesięć kroków dalej będzie lepiej niż tu? Ławka pod wiatą przystanku
autobusowego, na którym dziś już nie zatrzyma się żaden autobus, była twarda i niewygodna, jak
niegdyś żłób. Położył się na niej. Otulił mocniej starym wytartym paltem i
zasnął.
Nie
obudzi się więcej. Tej nocy właśnie dla niego, bardziej niż dla kogokolwiek
innego, narodził się Mesjasz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz