Poniżej zamieszczam trzy utwory ze swojego debiutanckiego wydania zbioru opowiadań pt. "Mroczne blaski" Jeśli kogoś zainteresuje ta twórczość i chciałby się zapoznać ze wszystkimi 20 opowiadaniami zawartymi w tym zbiorze będzie mógł się skontaktować ze mną na adres mailowy andrzejl1960@gmail.com lub telefonicznie pod numerem +48 783633133.
Pozdrawiam i życzę miłej lektury.
Oświadczyny
Czy
pójdziesz wraz ze mną drogą wąską, krętą, błotnistą i pełną wybojów, która piąć
się będzie prawie zawsze pod górę?
Czy
zechcesz przedzierać się przez zarośla gęste i cierniste nie wiedząc, co kryje
się za ich zasłoną?
Czy
zgodzisz się nieustannie majstrować przy tym dziwnym mechanizmie, psującym się
co chwila, żeby za każdym razem odmierzył kilka następnych szczęśliwych dni?
Czy
postawisz całe swoje życie na jeden los w loterii niepewnej, w której nie padła
jeszcze nigdy główna wygrana?
Czy…
czy… czy zostaniesz… moją… ŻONĄ?
Wilk
Od
najmłodszych swoich lat szczerzył kły i warczał na każdego, kogo spotkał. Nikt
go nie lubił i wszyscy starali się go unikać. Mówiono, że jest zły. On słyszał
te opinie, ale nie dbał o nie. Nawet gdyby chciał, nie potrafił być inny. Ktoś
przed wiekami, bez jego udziału zaprogramował jego naturę jako okrutnego i
siejącego postrach złoczyńcy i taki musiał być. Swojej roli uczył się od
rodziców, dziadków i innych krewnych, którzy również szczerzyli kły i warczeli
na wszystko, co się rusza i w ten sposób, dzień po dniu wprowadzali go w swój
świat. Nie szukał przyjaciół. Jeśli już coś go łączyło z innymi, to tylko z
podobnymi do niego, z którymi tworzył watahę, aby razem skuteczniej siać grozę
i spustoszenie. Wszyscy boją się go i nienawidzą, ale jednocześnie, jakoś
dziwnie i niewytłumaczalnie , potrzebują. Nie przypadkowo zaprogramowano
niegdyś jego i całą jego rodzinę, jako niereformowalnych okrutników. Jego
obecność wprowadza jakiś tajemniczy porządek w życie tych, którzy czują przed
nim lęk. Dzięki niemu owce ochoczo garną się do swoich pasterzy i kochają ich,
choć nieraz dane jest im odczuć twardość pasterskiego kija na swoim grzbiecie.
Gdyby nie on Czerwony Kapturek mógłby chodzić jakimi tylko chce drogami i jego
mama nie miałaby żadnych argumentów,
żeby wyegzekwować posłuszeństwo. Chociaż nikt nie chce go wywoływać z lasu, to
jednak świadomość, że może zostać wywołany powstrzymuje wielu od wołania zbyt
głośnego i swobodnego, dzięki czemu może panować błoga i niezmącona cisza.
Wprawdzie za wszystko, co do tej pory zrobił gajowi skazali go zaocznie na
śmierć przez rozstrzelanie, ale pilnują jednocześnie, żeby tego wyroku zbyt
szybko nie wykonać. Straciliby wtedy rację bytu. On tego nie wie i nie tłumaczy sobie, że taki
jaki jest, jest, mimo wszystko komuś potrzebny. Warczy i zagryza, bo daje mu to
satysfakcję. Nie ma zamiaru się zmieniać i nie dba o niczyją opinię. Nie
zamierza się przed nikim usprawiedliwiać. Po prostu tak go przed wiekami
zaprogramowano – dla dobra całej przyrody.
Mur
Bezsilnie
i z wściekłością patrzę na mur przed sobą. Mur, który zagradza mi drogę.
Spoglądam w prawo, spoglądam w lewo, podnoszę wzrok do góry. Nie widzę końca.
Nie da się go obejść. Rzucam się i uderzam pięściami, do bólu, do krwi. Jest
mocny i twardy. Nie przebiję go głową ani sercem. Nie poruszę krzykiem ani
szeptem. Nie przeskoczę, choćbym miał nogi jak sprężyny. Stoję pod nim bezradny
jak skazaniec. Rozglądam się dokoła. Nie będzie pomocy. Niebo nad moją głową
jest puste. Nie ma co krzyczeć do własnych marzeń o szczęściu nieprzemijającym.
Nikt nie usłyszy.
Nie
wiem, co jest za murem. Czy może rośnie tam jakieś drzewo, którego korzenie
mozolnie, powoli, ale nieustannie podważałyby mur w jego posadach, aż w końcu
kiedyś runie, otwierając dalszą drogę lub grzebiąc pod swoimi gruzami? Wiele
lat wznosiłem ten mur własnymi rękoma, aby stanął na mojej drodze, przesłonił
marzenia. On jest przede mną i we mnie. Nie ominę go. Nie da się ominąć
własnych granic.
Siadam
pod murem zrezygnowany i bezsilny. Opieram się o niego plecami. Głowę opuszczam
na kolana. Ogarnia mnie zmęczenie i senność. We śnie poszybuję ponad murem i
nasycę się krainą wolności po jego drugiej stronie. Obudzę się i będzie mur, a
pod nim ja – skulony, zagubiony, bezradny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz